W Europie każdy producent żywności musi udowodnić, że jego wytwór nie jest szkodliwy, nim trafi na rynek. Są miejsca na świecie, gdzie te zasady są inne, np. w Kanadzie czy USA. Tam obowiązuje tylko lista substancji zabronionych, a gdy dany produkt ich nie zawiera, automatycznie jest uznawany za zdatny do spożycia i trafia na sklepowe półki. Przeciwnicy CETA nie chcą, by nasz kontynent zalała fala żywności tak modyfikowanej genetycznie.
CETA to długa umowa – licząca ponad 1500 stron – dotycząca gospodarki i handlu między Unią Europejską a Kanadą. Cel porozumienia brzmi niewinnie i zachęcająco, a jest nim stworzenie strefy wolnego handlu, tj. zniesienie ceł, zmianę praw własności intelektualnej, szerszy dostęp do rynków dla przedsiębiorców czy likwidację barier w handlu produktami rolniczymi. Zmian zawartych w umowie jest znacznie więcej, a te najbardziej niebezpieczne dotyczą rynku pracy i przepisów dot. żywności – używania pestycydów i wszelkich genetycznych modyfikacji.
A TTIP? Jest to umowa o wolnym handlu między Unią a Stanami Zjednoczonymi. Tu zasady są podobne, celem jest stworzenie największej strefy wolnego handlu na świecie, zmiany dotyczyłyby uznania wspólnych standardów w celu obniżenia kosztów dla inwestorów czy eksporterów. Mimo wszystko, CETA budzi obecnie większą grozę.
Polscy parlamentarzyści uspokajają i zaprzeczają temu, że po zawarciu porozumienia do Polski trafi żywność nafaszerowana chemią. Przekonują, że CETA takich kwestii nie zakłada.
Wstępną deklarację przedstawiciele krajów Unii już złożyli w trakcie nieformalnego szczytu we wrześniu tego roku. Co będzie dalej, dowiemy się po kolejnym szczycie, który odbędzie się pod koniec października. Jeśli CETA wejdzie w życie, to bardzo gwałtownie, bo automatycznie po głosowaniu Parlamentu Europejskiego. Nadzieją dla przeciwników jest to, że na porozumienie muszą zgodzić się wszystkie państwa członkowskie w UE.
Wsparcie https://gielda-rolna.com/